Wyjątkiem była Grecja, gdzie odsetek zatrudnionych w rolnictwie wynosił około 18 proc. Zresztą w tym kraju rolnicy również gospodarowali na niewielkich areałach. Po wejściu do Unii Europejskiej polscy rolnicy bardzo szybko zmienili zdanie, bowiem okazali się grupą, która najbardziej na tym skorzystała. Ich dochody bowiem wyraźnie wzrosły i to nie tylko za przyczyną unijnych dopłat bezpośrednich, ale również w efekcie zysków z samej produkcji rolnej. Do tej pory najwyższe dopłaty otrzymywali Grecy – Polska mieściła się w średniej unijnej, czyli 320 euro na hektar. Udział dopłat bezpośrednich w dochodach polskich gospodarstw rolnych sięga około 35 proc. Do najwyższych należą: szwedzki – około 77 proc., czeski – około 72 proc. i fiński – około 69 proc. Najniższy udział dopłat jest we Włoszech (do 20 proc.) i w Hiszpanii (około 21 proc.). Mimo to polskie rolnictwo nadal jest zacofane, w tym niechlubnym aspekcie „konkurujące” jedynie z Rumunią. Powoli jednak pojawia się coraz więcej gospodarstw funkcjonujących na większych areałach. Polskie rolnictwo w wielu aspektach wymaga głębokiej reformy
Biorąc pod uwagę powyższe mankamenty polskiego rolnictwa, trzeba podkreślić, ze jest ono mocno uzależnione od polityki Unii Europejskiej. Ponieważ jego stosunkowo dobrej rentowności, niestety, towarzyszą niskie koszty pracy. Część rolników chcąc zwiększyć swoje dochody zaczyna wobec tego praktykować (popularną na zachodzie) wielozawodowość, choćby poprzez zakładanie gospodarstw agroturystycznych.
Na pewno najlepszą drogą jest zwiększenie efektywności polskiego rolnictwa, ale zanosi się raczej tu na dosyć długą drogę. Ponadto, zdaniem niektórych ekspertów, warto byłoby zweryfikować sens niektórych dopłat bezpośrednich, w wypadków dużych areałów, które niekoniecznie są odpowiednio zagospodarowywane.